Praktycznie i teoretycznie o trójpodziale władzy

Wstęp

W przestrzeni publicznej przyjęła się swoboda w wyrażaniu myśli i sądów, powtarzanych często bez żadnej refleksji. O upadku demokracji w naszym kraju i naruszeniu konstytucyjnej zasady trójpodziału władzy powiedziano już wiele, ale niewiele z tego jest zgodne z teorią i filozofią prawa oraz myślą Johna Locke’a, a później także Monteskiusza. Powiedzieć dziś, że trójpodział władzy opiera się na rozdziale od siebie władzy wykonawczej, sądowniczej i ustawodawczej, to powiedzieć tyle, co wie i uczeń szkoły podstawowej. Czyli dużo… jak na dziesięciolatka. Powtarzane przez polityków, dziennikarzy, a także zawodowych prawników jak mantra hasła, odnoszące się do demokracji i trójpodziału władzy nie wzmacniają argumentacji osób reprezentujących poszczególne interesy polityczne, a jedynie przyczyniają się do kreowania rzeczywistości, w której wielokrotnie powtórzone kłamstwo, w końcu staje się prawdą. Prawdą wyrażoną nie w rzeczowej argumentacji, ale prawdą definiowaną przez pryzmat ilości osób skandujących ze „światełkami poparcia” przed rozmaitymi instytucjami wymiaru sprawiedliwości.

O idei trójpodziału władzy

Wprawdzie Monteskiusz w swoim dziele pt. „O duchu praw” rozwinął pewne koncepcje zaproponowane przez Johna Locke’a, to należy pamiętać, że żaden z powyższych filozofów nie popularyzował swoich poglądów ze świadomością formy demokracji w XXI wieku. Poza tym, trójpodział władzy wcale nie jest desygnatem pojęcia „demokracja”, a formy te mogą istnieć obok siebie zupełnie niezależnie.

Dla zrozumienia idei trójpodziału władzy należy w pierwszej kolejności uświadomić sobie, że trójpodział władzy wcale nie oznacza, że ta konkretna władza ma władzę absolutną sama nad sobą. Błąd we współczesnym definiowaniu trójpodziału władzy bierze się poniekąd z intuicyjnego definiowania pojęcia samej władzy. Czasy, w których żył Monteskiusz to okres, w którym we Francji panował ustrój monarchii absolutnej. Władza królewska nie była ograniczona prawem stanowionym, a samo państwo utożsamiano wyłącznie z osobą władcy. Stąd właśnie przypisywanie przez Monteskiusza form władczych określonym grupom społecznym i konkretnym podmiotom. W rozdziale VI księgi jedenastej swojego fundamentalnego dzieła „O duchu praw” pisał Monteskiusz tak:

„Kiedy, w jednej i tej samej osobie lub w jednym i tym samym ciele, władza prawodawcza zespolona jest z wykonawczą, nie ma wolności; ponieważ można się lękać, aby ten sam monarcha albo ten sam senat nie stanowił tyrańskich praw, które będzie tyrańsko wykonywał.

Nie ma również wolności, jeśli władza sędziowska nie jest oddzielona od prawodawczej i wykonawczej. Gdyby była połączona z władzą prawodawczą, władza nad życiem i wolnością obywateli byłaby dowolna; sędzia bowiem byłby prawodawcą. Gdyby była połączona z władzą wykonawczą, sędzia mógłby mieć siłę ciemiężyciela.

Wszystko byłoby stracone, gdyby jeden i ten sam człowiek lub jedno i to samo ciało magnatów, albo szlachty, albo ludu, sprawowało owe trzy władze: tworzenie praw, wykonywanie publicznych postanowień oraz sądzenie zbrodni lub sporów między obywatelami”.

Trafnie swoje spostrzeżenia na ten temat ujał Michał Rzeczycki w artykule pt. „Równowaga, nie trójpodział. Co tak naprawdę pisał Monteskiusz?”„Samo pojęcie trójpodziału jest sporne. Nie istnieje ani jedno państwo, w którym mimo formalnych zapisów w ustawie zasadniczej udało się egzekutywę, legislatywę i judykatywę w sposób idealny rozdzielić. Czym innym bowiem, jak nie prerogatywą prawodawczą, jest prezydenckie prawo weta? I jak można mówić o realnie oddzielnej władzy sądowniczej, skoro sędziów orzekających w najwyższych rangą sądach i trybunałach wybiera albo władza wykonawcza albo ustawodawcza albo one obie połączone w taką lub inną mieszankę proceduralną? Wreszcie, cóż to za separacja egzekutywy i legislatywy, skoro rząd oraz większość sejmowa są złączone członkostwem w partii politycznej, która wygrała wybory? Na każdym poziomie można znaleźć przykłady, które falsyfikują fakt rozdzielenia władzy politycznej. Być może powodem tego jest sama natura tej władzy. Być może jednak Monteskiuszowi nie o rozdział chodziło”.

Trójpodział władzy współcześnie

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. w przepisie art. 10 ust. 1 i 2 stanowi, że „1. Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej. 2. Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały”.

Dziś, pojęcie trójpodziału władzy należałoby raczej zastąpić pojęciem trójpodziału kompetencji, choć nie byłoby to rozwiązanie pozbawione wad teoretycznych. Jednocześnie trzeba pamiętać o tym, że wszystkie trzy rodzaje władzy (a więc judykatywa, egzekutywa oraz legislatywa) wprawdzie mogą (i powinny) wzajemnie się kontrolować w ramach konstytucyjnego postulatu równowagi, to jednak nie są równoważne i niezależne od siebie w sensie organizacyjnym i prawnym. Władza sądownicza nie mogłaby istnieć bez władzy ustawodawczej, która reguluje fundamentalne obszary judykatywy. Zaś władza ustawodawcza uzależniona jest od władzy wykonawczej, choć uzależnienie to władza ustawodawcza narzuciła sobie sama.

Gdyby spróbować uporządkować wszystkie trzy rodzaje władzy w kolejności od tej mającej największe znaczenie w obszarze funkcjonowania państwa, zdecydowanie największą rolę należałoby przypisać władzy ustawodawczej. Wprawdzie w przepisie art. 173 Konstytucji RP wskazano, że „Sądy i Trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz”, to przedmiotową regułę niezależności wprowadziła władza ustawodawcza, która równie dobrze, przy spełnieniu określonych wymagań, zasadę tę może zmienić, a władza sądownicza nie miałaby na to żadnego wpływu (zasady zmiany Konstytucji RP regulują przepisy art. 235 ust. 1-7).

Istota sporu

Czy zatem słusznym jest twierdzenie, że władza ustawodawcza nie ma prawa ingerować w sferę władzy sądowniczej? Nie jest, albowiem jego poziom ogólności jest zbyt szeroki. Władza ustawodawcza nie ma bowiem prawa ingerować jedynie w kompetencje władzy sądowniczej (zgodnie z aktualnym brzemieniem Konstytucji RP), a kompetencje te ustala nie kto inny, jak władza ustawodawcza. Będą to m.in. regulacje wskazane w przepisie art. 174 (wyrokowanie), art. 175 ust. 1 (sprawowanie wymiaru sprawiedliwości) oraz art. 177 Konstytucji RP (kompetencje sądów powszechnych). Sama władza sądownicza pochodzi od władzy ustawodawczej i nie może regulować sama siebie. Ustawa z dnia 27 lipca 2001 r. Prawo o ustroju sądów powszechnych nie jest przecież wytworem władzy sądowniczej, ale władzy ustawodawczej.

Klasycznym przejawem niebezpieczeństwa ingerencji władzy ustawodawczej w kompetencje władzy sądowniczej było natomiast zdarzenie z 2012 roku, kiedy osoba podająca się za urzędnika z kancelarii premiera Donalda Tuska miała ustalać z prezesem gdańskiego sądu okręgowego Ryszardem Milewskim szczegóły związane m.in. ze sprawami sądowymi dot. Amber Gold.

Ideą trójpodziału władzy jest zatem trójpodział kompetencji, albowiem żadna forma sprawowania władzy sądowniczej nie uprawnia do zmiany Konstytucji RP, co ewentualnie stanowiłoby o tym, że władza sądownicza jest faktycznie niezależna od władzy ustawodawczej. Ustawodawca nie może zatem, mówiąc najogólniej, wydawać wyroków i realizować kompetencji przypisanych Sądowi Najwyższemu, sądom powszechnym, sądom administracyjnym oraz sądom wojskowym. Może natomiast wpływać na kształt i kompetencje sądownictwa, a także (czysto teoretycznie) przyznać sobie część lub wszystkie kompetencje władzy sądowniczej, choć wymagałoby to także udziału władzy wykonawczej.

Niekonstytucyjną i bezprawną jest natomiast ingerencja władzy sądowniczej w sferę władzy wykonawczej, tj. podważanie powołań sędziowskich dokonanych przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Zgodnie bowiem z przepisem art. 179 Konstytucji RP „Sędziowie są powoływani przez Prezydenta Rzeczypospolitej, na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, na czas nieoznaczony”. Żaden przepis Konstytucji RP nie daje bowiem osobom sprawującym urząd sędziego kompetencji do podważenia takiego powołania, a działanie takie uznać należy za przejaw łamania Konstytucji RP. Bezprawnym było zatem m.in. działanie sędziego Pawła Juszczyszyna z Sądu Rejonowego w Olsztynie, który przyznał sobie prawo do oceny prawidłowości, w tym legalności, wyboru członków Krajowej Rady Sądownictwa, a przez to przyznał sobie także prawo do oceny prawidłowości, w tym legalności, wykonywania przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej prerogatywy powoływania sędziów.